"Inferno" jest najciekawsze właśnie w tych momentach, gdy staje się portretem artysty szamocącego się z własną sztuką. Co zrobić, żeby jednocześnie zadowolić i widzów, i recenzentów, i
To miała być rewolucja. Henri-Georges Clouzot – określany mianem "francuskiego Hitchcocka" twórca takich klasyków jak "Cena strachu" i "Widmo" – otrzymał od hollywoodzkiej wytwórni nieograniczony budżet na nakręcenie filmu, jakiego świat dotąd nie widział. Artysta nie wytrzymał jednak presji. Po wielu miesiącach żmudnej pracy trafił do szpitala z objawami zawału serca, zaś realizacja "Piekła" została wstrzymana. Clouzot już nigdy nie powrócił do tego projektu.
Po latach o nieukończonym opus magnum Francuza pamiętają już tylko jego najzacieklejsi wrogowie oraz historycy kina. Ci pierwsi z mściwą satysfakcją wypominają Clouzotowi jego megalomanię i gwiazdorzenie. Ci drudzy zastanawiają się, czy "Piekło" rzeczywiście miało szansę zrewolucjonizować sztukę filmową. Scenariusz nie zapowiadał trzęsienia ziemi. Cierpiący na bezsenność reżyser wymyślił historię faceta w średnim wieku, którego prześladuje myśl, że jest zdradzany przez piękną i młodą żonę. Za każdym razem, gdy zazdrość daje o sobie znać, postrzeganie świata przez bohatera zostaje zniekształcone. To właśnie sekwencjom omamów Clouzot poświęcił najwięcej czasu. Zanim rozpoczęły się właściwe zdjęcia, artysta zamknął się w studiu z grupą najwybitniejszych operatorów znad Sekwany. Wspólnie obmyślali wizualne tricki, które oddawałyby chaos panujący w głowie rogacza. Gdyby "Piekło" było realizowane współcześnie, wystarczyłoby zaangażować paru chłopców zaopatrzonych w komputery z superprocesorami. Mimo wszystko efekty, jakie udało się osiągnąć w połowie lat 60., i tak budzą uznanie. Szkoda więc, że poza tymi paroma błyskotkami Clouzot nie miał widzom nic więcej do zaoferowania.
"Inferno – niedokończone piekło" krok po kroku relacjonuje poczynania twórcy "Uwięzionej". Dokumentalista Serge Brombe nie tylko przeprowadził rozmowy ze współpracownikami Clouzota, ale także dotarł do materiałów zarejestrowanych na planie. Z pomocą dwójki aktorów zrekonstruował również sceny, które ostatecznie nie powstały. W sumie nie ma chyba czego żałować. Clouzot od początku nie miał pomysłu na ten film i dlatego w nieskończoność odwlekał nakręcenie kluczowych sekwencji. Doskonale wiedział, że klęska "Piekła" będzie poważnym ciosem dla jego kariery. Ci, którzy prawili mu pochlebstwa i nazywali mistrzem suspensu, za chwilę mogli zmienić front i przejść na stronę krytyków.
"Inferno" jest najciekawsze właśnie w tych momentach, gdy staje się portretem artysty szamocącego się z własną sztuką. Co zrobić, żeby jednocześnie zadowolić i widzów, i recenzentów, i sponsorów? Jak zarobić kupę kasy, ale jednocześnie się nie sprzedać? Oto pytania, na które Clouzot nie znalazł odpowiedzi. Nie on pierwszy i nie on ostatni.
Zastępca redaktora naczelnego Filmwebu. Stały współpracownik radiowej Czwórki. O kinie opowiada regularnie także w TVN, TVN24, Polsacie i Polsacie News. Autor oraz współgospodarz cyklu "Movie się",... przejdź do profilu